Nie idziemy na skróty

 \  Aktualności  \  Nie idziemy na skróty

Nie idziemy na skróty

O blaskach i cieniach bielskiej polonistyki z prof. Anną Węgrzyniak rozmawia Marek Bernacki

MB
Pani Profesor, kilkanaście lat temu przyjechała Pani z Katowic, z Uniwersytetu Śląskiego, by tworzyć w Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej zręby akademickiej polonistyki. Jak z perspektywy minionych lat ocenia Pani pracę w ATH?

Trudne pytanie. Praca w ATH uczy pokory. Nie jestem hipokrytką, więc nie zapieję z radości. Bywało dobrze i źle, raz lepiej, raz gorzej, jak wszędzie. Początki były fascynujące i zarazem bardzo trudne. Z uczelni stabilnej, dobrze zorganizowanej przyjechaliśmy z misją budowania czegoś od zera, zupełnie nieświadomi trudności, które nas tu czekają. Garstka osób, na początek było nas pięcioro, ale stopniowo wydział się rozrastał i nasze życie akademickie nabierało lokalnego kolorytu. Przyjechałam do Bielska uwiedziona urodą miasta i bogactwem jego ofert artystycznych, w przekonaniu, że będziemy bywać w teatrze, galerii i BCK-u, schodzimy Beskidy, zatrudnimy naszych doktorantów, zbudujemy swoje naukowe gniazdo. Marzenia rozbiły się o próżnię. W góry nie chodzę, bo zamieniłam się w pracoholiczkę, żadnych doktorów nie zatrudniłam, z naukową wspólnotą też bywało różnie, gdyż większość z nas ma własne  „kółko zainteresowań”.  Kiedyś nad tym ubolewałam, bo nie czułam się kompetentna, by otoczyć opieką młodych pracowników piszących doktoraty w innych uczelniach. Z uwagi na różnorodność naszych naukowych kompetencji, trudno było zbudować wspólny projekt badawczy. Przepadały granty tworzone z myślą o zespole, więc z konieczności skażone „wszystkoizmem”. Każda porażka zniechęca, ale  obecnie, kiedy posypały się tytuły i zespół okrzepł, widzę to inaczej. Uważam, że ta wielość jest naszą  wartością. Dwie katedry polonistów obejmują  kilkanaście osób, to zespół mały, ale samowystarczalny, wielofunkcyjny, gotowy do podjęcia zadań, z którymi w dużych uczelniach zmagają się liczne katedry i zakłady liczące po kilkanaście osób. Ponad trzydzieści lat byłam związana z Uniwersytetem Śląskim, kiedy opuszczałam Katowice, wspaniałego Szefa – „Tatę” Opackiego i przyjaciół z Zakładu Teorii Literatury, traciłam komfort życia i poczucie bezpieczeństwa. Mądrzejsi i doświadczeni koledzy uważali to za szaleństwo, ostrzegali, tłumaczyli, ale ja bywam uparta i konsekwentna. Szybko, za szybko decyzje podejmuję i rzadko wycofuję się z postanowień. Zatem, na początku działałam euforycznie. Drukowałam ulotki reklamowe i rozdawałam na ulicy, w BCK-u, w Książnicy. Pan Rektor skusił mnie makietą kampusu, więc sądziłam, że za rok, dwa  będziemy się swobodnie rozwijać. Nie przerażał mnie brak własnego lokalu, ani brak humanistycznej biblioteki, ani to, że  Katedra Polonistyki dysponowała jednym biurkiem w dzierżawionym budynku na ulicy Piastowskiej i bardzo starym komputerem. Większość kadry pracowała na umowach zleceniach – z doskoku od Katowic i Krakowa i było dobrze, bo działaliśmy z zapałem i dbały o nas władze uczelni. Naprawdę dobrze zaczęło się dziać, kiedy przygarnął nas Instytut Teologiczny i swoje opiekuńcze skrzydła rozwinął nad nami  Dyrektor Instytutu, ks. Profesor Tadeusz Borutka. Wspólnie z Instytutem założyliśmy poważne pismo naukowe. Żeby nas zauważono, Katedra Polonistyki objęła patronatem klasy w LO im. Chrobrego w Pszczynie i w LO im. Reja w Bielsku-Białej. Mały zespół dwoił się i troił, jeździliśmy z wykładami po  szkołach Podbeskidzia, bywaliśmy w Książnicy, w teatrze, w galeriach, organizowaliśmy imprezy przyciągające uczniów i tak krok po kroku budowaliśmy naszą polonistykę. Kilka, kilkanaście osób wykonywało pracę, która w dużych ośrodkach rozkłada się na dziesiątki. Oprócz zwykłej dydaktyki przyjęliśmy ogrom prac promocyjno-organizacyjnych. Po wygodnym życiu na Uniwersytecie Śląskim często miałam ATH  serdecznie  dosyć, dwa razy chciałam uciekać, jednak dzisiaj, z perspektywy 13. lat nie żałuję. Było warto. Podam dwa konkretne przykłady. W czasie, gdy nie mieliśmy jeszcze studiów II stopnia, absolwenci naszego licencjatu na dalsze studia wyjeżdżali do Krakowa czy do  Katowic, wielokrotnie spotykałam się z opinią, że duże ośrodki ich rozczarowały. Kochali ATH, naszą małą, „rodzinną” atmosferę.

MB
Czy w Bielsku-Białej, zwanym niegdyś „miastem stu przemysłów”, powinna działać państwowa wyższa uczelnia, w której ważną rolę spełniałby Wydział Humanistyczno-Społeczny?

Na pytania retoryczne odpowiadać nie należy, ale ponieważ Pan Dziekan wprowadził wątek „przemysłowy”, chyba rozumiem o co chodzi. Istotnie, nie raz słyszałam głosy kwestionujące potrzebę istnienia humanistyki w naszym mieście. Po co mnożyć uczelnie, skoro mamy tak blisko do Krakowa czy do Katowic… Dalszych argumentów przytaczać nie będę, bo one rozmijają się z rzeczywistością.  Przypomnę, że idea powołania Wydziału Humanistyczno-Społecznego, co było warunkiem przekształceniem Filii Politechniki Łódzkiej w  samodzielną, autonomiczną Akademię, pojawiła się w momencie, gdy Bielsku-Białej odmówiono statusu miasta wojewódzkiego, a jako jeden z zarzutów podano brak wyższej uczelni państwowej.

MB
Czy jako „matka założycielka” kierunku filologia polska w ATH czuje Pani satysfakcję z włożonej pracy na polu dydaktycznym, naukowym i organizacyjnym? Proszę opowiedzieć o swoich największych osiągnięciach i największych porażkach.

O porażkach mówić nie będę, byłoby to niegrzeczne i niepolityczne. Niegrzeczne, bo wiąże się z konfliktami personalnymi. Jak Pan zapewne wie, bywam rogata, impulsywna, brzydzę się hipokryzją i brak mi talentów dyplomatycznych. Jeśli wiem, że mam rację, umiem się postawić, co nie zawsze jest mile widziane. Po drugie, uważam, że porażki – kto ich nie ma? – trzeba zapomnieć, „przepracować” – jak to ujmują psycholodzy. „Przepracowałam”, przemyślałam i może jestem bogatsza, mądrzejsza? Może…, bo przecież człowiek przegląda się w sobie i rzadko szuka winy w sobie, raczej na zewnątrz, w okolicznościach, w innych.  O dwu zespołowych grantach, niestety odrzuconych, choć w ich opracowanie włożyłam dużo pracy, wspomniałam wcześniej. Może pomyślę egoistyczne i napiszę projekt własny.  Wolę mówić o sukcesach, bo tych nam nie brakuje. Respektując zasady ekonomii słowa i ocen obiektywnych, podam je w punktach, powołując się na dokumenty. W ogromnym skrócie: dwie pozytywne opinie najważniejszej komisji, potocznie zwanej PAKĄ, która dwukrotnie, bez zastrzeżeń, dała zgodę na prowadzenie kierunku filologia polska;  nasz półrocznik naukowy „Świat i Słowo” ma aż 8 punktów i 21 numerów; młoda kadra obroniła doktoraty i zrobiła habilitacje, rokrocznie organizujemy atrakcyjne międzynarodowe konferencje, o których w Polsce głośno. Do tego doszło, że chętnych trzeba selekcjonować, np. w ubiegłym roku na „Zmierzch” zgłosiło się ponad 50 osób.

MB
A jak ocenia Pani Profesor poziom studentów bielskiej polonistyki? Czy dorównują swoim kolegom, np. na Uniwersytecie Śląskim?

Studenci wszędzie są różni. Nie wiem, powszechnie słyszę, że kiedyś byli lepsi, na słabsze przygotowanie do studiów narzekają w całej Polsce. Za naszych czasów – proszę zauważyć, że używam tego zwrotu ironicznie – zawsze bywało lepiej. Kandydatów selekcjonował egzamin, maturzyści umieli pisać, znali historię, naprawdę byli lepiej przygotowani. Dzisiaj szkoła uczy „pod klucz”, mniej się czyta, więcej ogląda… niezależnie od miejsca, obecnie cała młodzież jest produktem tzw. „kulturowej zamiany”. Młodzi ludzie są zdecydowanie inni, sprawnie obsługując nowe media i kserokopiarki, nie umieją myśleć systemowo czy abstrakcyjnie, „idą na skróty”, gorzej piszą. Po co się męczyć, skoro wszystko można wyguglować, wydrukować i podkreślić. A taka wiedza wystarczy na tydzień. Dawniej student polonistyki godzinami siedział w czytelni i sporządzał notatki, co  sprzyjało porządkowaniu i zapamiętywaniu. Komputer –  dobrodziejstwo ułatwiające zdobywanie informacji – sprawia, że wszystko jest w zasięgu ręku, wiedza przychodzi szybko i łatwo, a to sprzyja lenistwu, bylejakości. Obecnie studenci są inni, ale czy gorsi? Podziwiając ich operatywność, trzeba tę inność, nie gorszość, akceptować. Oni mówią: „Głowa nie śmietnik, wszystko jest w sieci”. Czy nasi studenci czymś się różnią, nie wiem, podejrzewam, że są tacy jak wszędzie. Może mniej roszczeniowi, bardziej zdyscyplinowani, skromniejsi… zwłaszcza osoby dojeżdżające z małych miast i wiosek, dla których wykształcenie wciąż ma wartość, studiują z większym zapałem. Na pierwszym roku spotykamy „dzieci”, zagubione, zbuntowane, czasem przerażone lub z kompleksami. Nierzadko męczy nas ich naiwność, brak wiedzy i ogłady. Pierwszy rok bywa trudny dla obu stron. Dbamy o każdą  „duszyczkę”, niechętnie skreślamy, opornych pytamy do skutku. Kolejne lata są łatwiejsze, a przy obronach serce roście, zwłaszcza wtedy, gdy gołym okiem widać metamorfozę. Szare myszki przerabiamy na eleganckie, swobodnie wypowiadające się osoby, które potrafią dyskutować, bronić swoich racji, redagować teksty, interpretować teksty kultury. Taka umiejętność daje poczucie własnej wartości, ułatwia start życiowy w każdym zawodzie. Polonistyka jest znakomitą szkołą dobrych manier, a to przydaje się wszędzie – w szkole, redakcji, urzędzie, w kontaktach z innymi ludźmi. Nasi absolwenci pracują w placówkach oświatowych, w organach samorządu, mediach, instytucjach kultury, prowadzą agencje reklamowe, zakładają własne biznesy. Pan Dziekan pytał, czy bielscy poloniści dorównują studentom innych uczelni. Oczywiście. Jeśli dostają się na studia doktoranckie, jeśli z powodzeniem występują na konferencjach naukowych, nie tylko studenckich, jeśli znajdują pracę w swoim zawodzie – to znaczy, że jest dobrze.

MB
Czy jest coś, co wyróżnia bielską polonistykę na tle innych polonistyk w dużych ośrodkach akademickich w Krakowie, Katowicach, Łodzi, Warszawie…?

Poloniści to wrażliwcy i esteci, a u nas… wystarczy spojrzeć. Która uczelnia ma taki kampus pod Kozią Górką?! Marzą mi się zajęcia spacerowe, wzorem greckiej szkoły perypatetyków. Idziemy sobie w kierunku „Stefanki” i rozmawiamy o zmysłowym odbiorze świata, dla którego artysta szuka odpowiedniej formy. A poważnie, która polonistyka mieści się w tak pięknym budynku – nowoczesnym, wyposażonym w multimedia – z widokiem na Beskidy? Nasz kampus bije na głowę wszystkie wyżej wymienione ośrodki akademickie. Bielskie Błonia mają niepowtarzalny klimat, akademicko-wakacyjny. Myślę o budynku L, na dole nowoczesna Biblioteka i czytelnie, na górze Galeria ATH, na trzecim piętrze kawiarniany taras – taka przestrzeń sprzyja życiu kulturalno-towarzyskiemu, co dla filologów zawsze było i będzie ważne. Potrzebują oni rozmowy jak powietrza, bo przecież nie lektury, ale wymiana poglądów jest ich żywiołem i najlepszą szkołą przygotowania do zawodu. Chociaż… czy filolog to zawód? W dużych ośrodkach polonistyki są tak rozrośnięte, że studenci nie znają wszystkich na swoim roku. Dwieście osób to trochę za dużo na przyjacielską integrację. Jedna z moich studentek, która  pojechała za chłopcem do metropolii, użyła określenia „fabryka”. Owszem, są różne atrakcje, wysoki poziom, znakomici wykładowcy, ale – jak relacjonowała swoje wrażenia – nie ma czasu na luźne rozmowy i spotkania poza zajęciami. Nauczyciele akademiccy sobie, my sobie. Tam się nie zdarza, żeby wykładowca przynosił książki, chciał wysłuchać naszych problemów, tak zwyczajnie pogadał o życiu. I tu właśnie tkwi różnica. My dopieszczamy swoje małe „stadko”, zwracamy się do nich po imieniu, natomiast kadra w dużych ośrodkach raczej nie ogarnia tłumu. U nas trochę jak na Harvardzie, małe grupy ćwiczeniowe, małe seminaria, każdej osobie można poświęcić dużo czasu. Jesteśmy życzliwi, otwarci, wyrozumiali, czasem nazbyt opiekuńczy. Genezy tej przypadłości – co stało się już tradycją – trzeba szukać w trudnych początkach. Minęło kilkanaście lat, już by można poluzować, ale zwyczaje się utrwalają. Zawsze byliśmy blisko studentów i niech tak zostanie. O tym jak oni oceniają pracowników, mówią nie tylko anonimowe ankiety, z których wynika, że jesteśmy bardzo dobrzy, ale też ploteczki. Wiem, że cenią naszą wiedzę i życzliwość, niektórzy po studiach podtrzymują z uczelnią kontakty, przyjaźnią się z adiunktami, współpracują. Tak dobra komitywa nie często się trafia i właśnie tę wspólnotowość uważam za największą wartość bielskiej polonistyki. Szczególnym powodzeniem cieszą się zajęcia praktyczne, terenowe. Metodyk towarzyszy studentom w praktykach szkolnych, są wspólne wyjścia do teatru, galerii, muzeów. Nasz program przewiduje wiele zajęć praktycznych. Mniej teorii, więcej kontaktów z kulturowym konkretem. To pozostałość po okresie, gdy byliśmy jedyną w Polsce polonistyką dającą dyplom filologa z dwoma specjalnościami: nauczycielską i kulturoznawczą. Absolwent naszej polonistyki ma solidne podstawy kulturoznawcze i medioznawcze. Oprócz przekazywania wiedzy teoretycznej, rozwijamy zmysłowy kontakt z konkretem. Student uczestniczy w różnych wydarzeniach kulturalnych, pisze recenzje, dyskutuje, bywa zmuszany do twórczej aktywności. Każde miasto ma swoją specyfikę, własne instytucje kultury, swój niepowtarzalny klimat. Kraków ma Wawel, a Bielsko ma Zamek Sułkowskich. Wiem jednak, że w dużych ośrodkach życie akademickie polonistów toczy się w murach uczelni. Pomijam specjalności kulturoznawcze, takie jak filmoznawstwo czy teatrologia, mam na uwadze tylko polonistykę. Otóż, nasza tym różni się od innych, że jej program – uwzględniający terenowe zajęcia edukacyjne z wielu dziedzin – respektuje oświeceniową zasadę „uczyć bawiąc”. Wyjazd z prowadzącym do Górek Wielkich czy Pszczyny, oczywiście zakończony spacerem po ogrodzie, wizytą u żubrów i spotkaniem w kawiarni, zbliża bardziej niż godziny wykładów. Po pierwsze studenci łatwiej się uczą dotykając eksponatów, po drugie zaprzyjaźniając się z prowadzącym, bardziej się starają, bo nie chcą mu sprawić zawodu. Sądzę, że bielską specjalnością jest familiarna atmosfera oraz współpraca z bielskimi instytucjami kultury. I tak, przypadkiem, wyszła mi tautologiczna pointa: bielska polonistyka tym się różni od innych, że jest bielska (śmiech).

MB
Trwa rekrutacja na studia w ATH. Jakich argumentów użyłaby Pani, aby przekonać młodych ludzi do tego, by podjęli studia na „nieopłacalnym” kierunku filologia polska?

„Nieopłacalny” dla kogo? Dla uczelni, absolwenta czy społeczeństwa? Jak rozumieć „opłacalność”? Po pierwsze, o humanistyce nie można mówić w terminach ekonomicznych. Po drugie, ponieważ żyjemy w czasach postępującej technokratycznej dehumanizacji świata, właśnie mądra polonistyka powinna zadbać o wartości humanistyczne. Po trzecie, kto mówi, że nasz absolwent nie znajdzie dobrze płatnej pracy, np. w biznesie? Ogólne wykształcenie humanistyczne – będące podstawą polonistyki – przydaje się w każdym zawodzie. Proszę zauważyć, że mówiąc o polonistyce, do tej pory pomijałam specjalności, nie wchodziłam w szczegóły programów. Katedra Literatury i Kultury Polskiej kształci nauczycieli inaczej niż przed laty, bo dzisiaj wyraźnie uwzględniamy potrzeby i możliwości „nowego człowieka” XXI wieku. Katedra Teorii i Praktyk Komunikacji obecnie prowadzi specjalność: projektowanie komunikacji (communication design) – nową, atrakcyjną i bardzo „na czasie”. Nowe nowe media, reklama i public relations, konstruowanie wizerunku komunikacyjnego firm oraz instytucji, branding i copywriting – to tylko niektóre z obszarów tematycznych i przedmiotów pojawiających się w programie tej specjalności, dość odległej od tradycyjnej polonistyki. Jako kierownik Katedry Literatury odpowiadam za specjalność nauczycielską i właściwie nie powinnam promować konkurencji…. Tym bardziej, że od czasu, gdy zaczęto zwalniać nauczycieli, notujemy odpływ zainteresowanych. Dlaczego? Przecież niż demograficzny już się kończy, za parę lat, zanim pierwszy rok skończy studia, poloniści znów będą w cenie. Reforma szkolnictwa zapowiada zmniejszanie liczby uczniów w klasie, przybywa dzieci w szkole podstawowej, więc pracy nie zabraknie. Szkoły będą zawsze i choć ranga zawodu nauczyciela wciąż spada, moim zdaniem praca polonisty daje wiele radości i satysfakcji, a pozycja filologii narodowej gwarantuje stały rynek pracy. Szkoda, że młodzi nie myślą perspektywicznie.

Prof. A. Węgrzyniak gratuluje prof. Jerzemu Bralczykowi znakomitego wykładu inaugurującego XV Beskidzki Festiwal Nauki i Sztuki

MB
Z roku na rok liczba studentów polonistyki spada (nie tylko zresztą w ATH, także w innych renomowanych uczelniach). Jak zatrzymać ten fatalistyczny trend?

To pytanie nie do mnie. Przecież wychodzimy do uczniów z bogatą ofertą promującą. Prowadzimy wykłady dla licealistów, organizujemy otwarte spotkania w Książnicy Beskidzkiej, zapraszamy do udziału w imprezach kulturalnych. W ramach XV Beskidzkiego Festiwalu Nauki i Sztuki zorganizowaliśmy dyktando, zaprosiliśmy Profesora Jerzego Bralczyka z fantastycznym wykładem pt. „Sztuka mówienia”. Polonista mówiący o mówieniu to przecież żywa reklama polonistyki. Uczniowie słuchali z przejęciem. Niekoniecznie tego, co mówił, ale jak mówił. A mówił o tym, że najważniejsze jest „jak” (intonacja, mowa ciała) i po co, w jakim celu coś komunikujmy. Polonista nie tylko poznaje gramatykę, szuka wartości i czyta literaturę w różnych kontekstach (od historii literatury/kultury przez filozofię, psychologię, socjologię), ale też umie rozpoznawać i stosować różne języki współczesności. Dostaje lekcję stosowania technik perswazji i uczy się nieufności, np. do  reklamy czy  propagandy. Ponieważ dzieła dawnych epok czytamy w kontekście współczesnym (hermeneutycznie, neokolonialnie, psychologicznie, mitograficznie…), nasza polonistyka chce być szkołą myślenia i interpretacji. Szkołą dialogu i otwartości na innego, na różne projekty świata. Mając na uwadze sieciowy charakter współczesnej kultury, trzeba uczyć rozsądnego, pożytecznego korzystania z sieci. Boję się nowomedialnych uzależnień, np. od lajkowania. Pozornie są one niegroźne, jeśli jednak młody człowiek buduje poczucie własnej wartości na akceptacji lajkowej, nie wróży to nic dobrego. Studia polonistyczne dają nie tylko konkretną wiedzę (o komunikacji, literaturze…), ale też dają ogładę, która zawsze była i będzie w cenie. Sztuka mówienia i myślenia, dobre obyczaje, kultura języka – to się zawsze opłaca. Wszyscy jesteśmy mniej czy bardziej próżni. Modne ciuchy i zgrabna sylwetka to wabiki dobre na starcie, ale żeby naprawdę zdobyć akceptację (grupy, szefa, bliskiej osoby), trzeba imponować czymś więcej. „Pokaż mi język, a powiem ci kim jesteś”. Polonistyka rozwija, leczy i usprawnia „język”. Czytanie, pisanie, mówienie i myślenie są nierozłączne. Dajemy wiedzę o tradycji i współczesności, czytamy teksty artystyczne i użytkowe, wskazujemy schematy, szablony, banały, uczymy projektowania wizerunku i kreatywnego pisania. Nie uczymy „pod klucz”, szczególnie cenimy indywidualność, pomysłowość, swobodę odczytań.

MB
A jak ocenia Pani Profesor pomysł uruchomienia warsztatów „creative writing” dla studentów pierwszego roku filologii polskiej w ATH?

Oceniam na szóstkę. Moi seminarzyści piszący prozę czy wiersze, a takich wciąż przybywa, wyraźnie upominali się o te zajęcia. Ich zdaniem Podbeskidzie czeka na taką ofertę od dawna. Zobaczymy. Mam nadzieję, że warsztaty zapoczątkują coś więcej, np. regularne kursy dla wszystkich zainteresowanych. Na taki kurs chętnie zapiszą się osoby w różnym wieku, przed laty wspominali o tym uczestnicy Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

MB
Jak Pani Profesor widzi bielską polonistykę w najbliższej przyszłości?

Rozesłaliśmy wici po całym świecie, więc liczymy na więcej kontaktów z zagranicą. Chętnie przyjmujemy gości z Erasmusa, jednak czekamy na studentów podejmujących regularne studia. W ubiegłym roku bardzo zaskoczyła mnie Węgierka –  tak opanowała język polski, że bez problemu opowiadała polskie dzieje, od Piasta do Solidarności. Niedawno oprowadzałam po kampusie Ukrainkę, która w tym roku kończy licencjat w Katowicach. Julya zrobiła wiele zdjęć, była zachwycona i obiecała promować uczelnię wśród znajomych. Otóż, widzę tę polonistykę małą, ale szeroko otwartą na świat, zwłaszcza na Wschód. Trzeba sprowadzić chętnych z Ukrainy, Bliskiego Wschodu i Azji. Z pewnością będzie im tu lepiej niż w innych ośrodkach, a i naszym studentom będzie z nimi ciekawiej.

Dane adresowe

Dziekanat Wydziału Humanistyczno-Społecznego
ul. Willowa 2, budynek L
43-309 Bielsko-Biała, woj. śląskie

------------
pokój 212 – obsługa studentów (studia stacjonarne i niestacjonarne);
pokój 211 – studia podyplomowe, sprawy socjalne, stypendia;
pokój 210 - kierownik dziekanatu;

Numery telefonów:

+48 33 8279 229
obsługa studentów (studia stacjonarne i niestacjonarne)
+48 33 8279 358
studia podyplomowe, sprawy socjalne, stypendia
+48 33 8279 236
kierownik dziekanatu
+48 33 8279 349 / 350
centrala UBB

————
e-mail: dwhs@ubb.edu.pl